Być może zauważyliście, że od jakiegoś miesiąca na blogu nie pojawił się żaden nowy wpis. Na facebooku też zrobiło się cicho. Dziś chciałabym trochę się usprawiedliwić. I przy okazji wylać z siebie kilka refleksji ostatnich tygodni.
Przejście na L4 w ciąży było dla mnie trudną decyzją. Miałam nadzieję pracować aż do porodu, jednak plany planami, a życie życiem. Zwolnienie lekarskie pokazałam w pracy pod koniec 4 miesiąca ciąży. Jednak nie chciałam odcinać się od programowania. Walczyłam, aby być na bieżąco w świecie front-endu na zwolnieniu lekarskim. To nie było łatwe zadanie. Spodziewałam się, że po porodzie, poziom trudności wyzwania wzrośnie o tryliardy procent. I wiecie co? Rzeczywiście tak się stało.
Bo front to ciężki kawałek chleba.
Świat web developmentu jest bardzo wymagającym ekosystemem dla programistów. Wymaga nieustannego rozwoju. Wydaje mi się, że np. programista Javy ma łatwiejsze życie. Jeśli już raz tej Javy się nauczy, raczej mało prawdopodobne, aby jej podstawy zmieniły się w przeciągu kilku lat. Albo i całego życia programisty. Tymczasem JS nieustannie ewoluuje, podobnie jak i całe bogate spektrum narzędzi frontowych. Frontowiec wiecznie się czegoś uczy oraz wiecznie ubolewa nad dylematem, czego się jeszcze powinien douczyć. Bo przecież życia mu nie starczy, aby ogarnąć cały front. Trzeba wybierać.
Bo noworodek to też nie lekkie brzemię.
Umówmy się tak – w tym poście piszę o noworodku, względnie o niemowlęciu. Po polsku? Piszę o małych dzieciach. Nieszkolnych. Niby takie stworzenie to żadna filozofia. Albo śpi, albo płacze. Jeśli śpi, zostawiasz je w spokoju. Jeśli płacze, to karmisz albo przewijasz pieluchę. Koniec instrukcji obsługi. Starsze dziecko może jeszcze patrzeć. Jeszcze starsze się bawić. Ale to już wyższa szkoła jazdy. I niby taki noworodek dużo śpi. Niby niewiele przy nim pracy. Jednak uwierz mi – nie wszystkie noworodki przesypiają książkowe 20h na dobę. A już na pewno nie w nocy. Tak – te nieprzespane długie noce dają ostro w kość. Kiedy dziecko zacina się na fazie jeść, kiedy Ty już od kilku godzin jesteś w fazie spać. Jeśli dochodzi do tego brak możliwości odsypiania ciężkich nocy w dzień – pchasz się do grobu. Wiem, co mówię.
I masz tu babo placek.
Jestem w stanie ogarnąć kilka ważnych spraw podczas karmienia, kangurowania. Troszkę trudniej o to podczas spaceru, przewijania pieluchy, usypiania, czy zabawy. Jednak niektóre zajęcia (hmmm.. pisanie frontowych postów, czytanie ciężkich, technologicznych artykułów…?) wymagają szczególnego skupienia. Takiego, które osiąga się bez dziecka na ramieniu, kolanie, rękach, czy głowie. Takiego, które osiąga się, kiedy dziecko po prostu śpi. Szczerze? W ciągu dnia mam zadziwiająco niewiele takiego wolnego, beztroskiego czasu, który mogę poświęcić na naukę. Mało tego, z każdym dniem jest go coraz mniej. W próbie kontynuacji rozwoju frontowego nie pomaga fakt, że z tak malutkim dzieckiem trudno wyrobić sobie stały plan dnia. Dzidzia ewoluuje w zastraszającym tempie, codziennie gołym okiem widać, jak zmienia się jej zachowanie, jak kształtuje charakter. Każdy dzień jest zupełnie inny niż poprzedni. Dodam, że moja córka standardowo postanowiła wyrosnąć na zawodowego terrorystę. Natomiast ja ambitnie chcę od pierwszych dni jej życia wypleniać niecne pomysły. To wymaga sporo czasu i energii.
Bądźmy szczerzy. Faceci mają łatwiej. Ale nie o tym chciałam pisać.
Będę dalej walczyć, aby być na bieżąco. Nie mam planu działania.
Naiwnie wierzę, że uda mi się osiągnąć satysfakcjonujący balans pomiędzy życiem rodzinnym, a zawodowym.
Naiwnie wierzę, że uda mi się powrócić do pracy za pół roku. Szczerze? Na myśl o powrocie do pracy przechodzą mnie ciarki. Tak, chcę wracać jak najszybciej! Tak, tęsknię za webstormem, gitem, nawet za code review, za ludźmi, z którymi można porozmawiać na frontowe tematy… Tak, wiem, że nadrobię wszelakie zaległości w ekspresowym tempie. Jednak szukając pierwszej pracy nie stawiałam żadnych warunków, a znalezienie dobrej oferty było trudnym zadaniem. Teraz mam dziecko, mogę pracować tylko na pół etatu, muszę opłacić żłobek… czy będzie łatwiej? Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Jak już wrócę do pracy – napiszę o tym, co czeka matkę programistkę podczas rekrutacji. Mam nadzieję, że będzie to pozytywna historia z happy endem. Trzymajcie za mnie kciuki, tak za pół roku.
Jeśli wymyślę jakiś złoty środek, dzięki któremu sprawnie połączę opiekę nad dzieckiem, domem, mężem z wszelakimi zawodowymi działalnościami – dam Wam znać. Choć może czyta to ktoś, kto taki złoty środek już odkrył? Proszę, koniecznie podziel się nim w komentarzu.
A być może potraficie dać nam, matkom programistkom, złote rady na czas urlopu macierzyńskiego oraz rekrutacji z dzieckiem na rękach? Może są tu w internetach kobiety, które przeszły podobną drogę? A może jesteście rekruterami IT, którzy dobrze znają realia zatrudniania matek? Liczę na Wasze komentarze!
Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, być może zainteresujesz się innymi postami z cyklu Matka Programistka!