matka programistka szuka pracy

Matka programistka #6 czyli szukam pracy.

Dawno tu nie było kawałka prywaty, czyli mojego matczynego podwórka. A więc dziś usiądź wygodnie. Opowiem Ci, co tam u mnie słychać.

Kiedy po raz ostatni pisałam Ci o moich karierowo-domowych przebojach, delikatnie mówiąc – narzekałam na swoją robotę. Z jednej strony dziękowałam za trudny projekt, który uświadomił mi wartość wykonywanej przeze mnie pracy. Z drugiej strony, gdzieś z tyłu głowy, grzecznie i potulnie, siedziała sobie myśl: „tak być nie powinno”. Eh, było minęło, skończył się projekt.

Zaczął się projekt.

Teraz siedzę w naprawdę ciekawym projekcie opartym na mikrofrontendach, mikrozespołach, niesamowitym rozbiciu odpowiedzialności na szereg ludzi oraz prawdziwej, szlacheckiej idei dostarczenia fajnego produktu. Nowoczesne technologie, względna organizacja, sympatyczni ludzie. Różowo nie jest, ale definitywnie trafiłam do projektu, w którym po prostu chce się pracować.

To, do jasnej Anielki, skoro mam taką super pracę – czemu chcę ją zmienić?!

No właśnie, czemu…?

Odpowiedź jest banalnie prosta: szukam pracy na 3/4 etatu (mam na myśli 6-godzinny dzień pracy).

Pracuję w systemie outsourcingowym i niestety nie mam możliwości redukcji godzin pracy u obecnego pracodawcy. A szkoda.

Abyś, mój drogi Czytelniku, dobrze mnie zrozumiał, opowiem Ci o moim standardowym dniu. (Uprzedzałam, że dziś będzie trochę prywaty.)

Po kolei.

5:25 Dzwoni pierwszy budzik. Przynajmniej według mojego męża, bo ja przedziwnie go nie kojarzę.

6:00 Wychodzę z domu do pracy.

6:30 – 14:30 Pracuję. 8h. Tak o 2 za dużo.

15:00 Odbieram dziecko ze żłobka, z którym spędzam resztę dnia. Bawimy się, chodzimy na place zabaw, ale też gotujemy obiad oraz sprzątamy. Po drodze, bardzo różnie (17:00-18:00) wraca z pracy mój mąż.

W idealnej wersji dziecko zasypia 20:30. W bardziej realistycznej 21:30. W najgorszej (tfu! odpukać) 22:30.

22:30 Idę spać (a przynajmniej taki jest plan), żeby zaliczyć 7h snu.

Czy już dostrzegasz mój problem?

Według takiego planu dnia realnie mogę liczyć na 1,5h życia dziennie. Życia dla siebie, choć tylko w teorii. Biorąc pod uwagę, że część tego czasu poświęcam mężowi oraz wieczornej toalecie – mój licznik roboczogodzin drastycznie się kurczy. A ja bym chciała i jogę zrobić, i książkę przeczytać, i Riverdale obejrzeć, napisać artykuł na Ach te Internety, artykuł na Tratvę, a także zająć się zwykłą, codzienną bieżączką… Pamiętaj jeszcze, że te nieszczęsne ostatnie 1,5h przed snem to czas, kiedy dosłownie padam z nóg, oczy się zamykają, a ja marzę o Prince Polo i ciepłym mleku. Mindblown.

Ale hola hola.

Nie marudzę, nie narzekam. Cały mój plan dnia uważam za genialny w naszej obecnej rodzinnej sytuacji. Jest on wynikiem wielu świadomie podjętych decyzji, a ja ani trochę ich nie żałuję. Jestem wdzięczna za cudownego, wyrozumiałego męża, którego piramida priorytetów życiowych jest podobna do mojej (nie licząc kwestii piłki nożnej). Jestem wdzięczna za pracodawcę (a w sumie klienta, a w sumie PO – cześć Filip!), który pozwala mi zaczynać pracę o jakże nieludzkiej, bezczelnej godzinie 6:30. Jednocześnie dusza idealistki woła o więcej. Daj mi dłoń, wezmę rękę. Bo czemu nie.

Nie szukaj problemu. Szukaj rozwiązań.

Zastanawiałam się nie raz, jak ugryźć moją kłopotliwie krótką dobę.

Oczywiście mogłabym z czegoś zrezygnować. Ale, no hej, ja wcale nie chcę dużo od życia. Szczęśliwe dziecko, szczęśliwy mąż, trochę czasu na czytanie, trochę na pisanie, w miarę czyste mieszkanie, podlane kwiaty i jakiś prowiant na obiad w lodówce…? To chyba nie jest jakiś kosmos.

Mogłabym później odbierać dziecko i tym sposobem zyskać trochę czasu dla siebie. Odpada… Czy wiesz, ile razy ja słyszałam, jakie biedne jest to moje dziecko, bo je oddaję do obcych ludzi? Jaką wyrodną staję się przez to matką!? Wiem, że to bzdury. Pisałam już o tym nie raz. Ale ja słuchałam takich opinii tak często, że jakaś część mnie w nie uwierzyła. Dlatego też lubię uspokajać swoje sumienie cierpliwie powtarzając mu, że robię absolutnie wszystko, aby moje dziecko niezmiennie bardziej pachniało domem, niż żłobkiem.

Mogłabym nadrabiać życie weekendami. Jednak moje weekendy są tak nieprzewidywalne, tak spontaniczne, że nie idzie ich sensownie rozplanować! Zresztą ostatecznie kiedyś to Riverdale oglądać muszę.

Mogłabym wymieniać się dzieckiem z mężem, oddawać je bez skrupułów, prosto w drzwiach, kiedy on wraca z pracy. I tym sposobem zyskać wolne popołudnie. Ale… po pierwsze to ja kocham mojego męża. Rozumiem, że on też może być zmęczony (a nawet jest, mimo iż nigdy się do tego nie przyznaje). Po drugie i tak mężu czasem zabiera ode mnie dziecko… Jednak ciężko w tej kwestii uzyskać jakąkolwiek przewidywaną regularność. A i tak zyskany czas poświęcam sprzątaniu… Po trzecie jestem takim trochę rodzinnym człowiekiem. Lubię nasz wspólnie spędzony czas. Chociażby na zakupach. Fajnie nam jest, razem. I po prostu szkoda mi rezygnować z tego, co tak bardzo ładuje baterie.

Wobec wszystkich powyższych refleksji 6-godzinny dzień pracy wydaje się być dla mnie jedynym sensownym rozwiązaniem. I bardzo kuszącym.

Jest tylko małe ale.

Nikt mi tej pracy dać nie chce.

Nie to, że jestem słaba w tych frontendach. Po prostu nie ma ofert pracy na część etatu.

Choć może są…? Gdzieś, nie wiadomo gdzie….? Może Ty znasz takie oferty?

Konkret, proszę.

Już wiesz, że szukam pracy na część etatu. Jakie inne mam wymagania?

Praca w elastycznych godzinach, najlepiej porannych. Jeśli masz dla mnie klienta z USA, z którym powinnam codziennie wdzwaniać się na daily o 16 – niestety podziękuję.

Szukam również pracodawcy otwartego na możliwość pracy zdalnej. Nie codziennie, ale tak od czasu do czasu, od potrzeby do potrzeby.

Nie lubię delegacji.

Mam dość po dziurki w nosie nieustannych zmian projektu. Szukam stabilizacji projektowej i technologicznej.

Umowa o pracę. Po prostu lubię względne poczucie bezpieczeństwa finansowego. Poza tym słaby ze mnie przedsiębiorca, nie znam się na prawie, nie za bardzo też koleguję się z księgowością.

A, najważniejsze – lubię Reacta

Coś za coś.

Przedstawiłam Tobie swoje wymagania, czas na autopromocję.

Nie wiem, czy chciałabym w tym miejscu czarować Ciebie swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami developerskimi, których zwyczajnie nie posiadam.

Mam coś innego.

Mam chęć do pracy. Ja naprawdę lubię pracować! Lubię też robić swoją pracę na tyle dobrze, aby móc się pod nią podpisać nawet i peselem.

Mam pasję. Uwielbiam tworzyć internety i wiem, że ta ścieżka kariery nie jest dla mnie przypadkowym wyborem. Wszechświat powoli, ale starannie przygotowywał mnie do bycia właśnie w tym miejscu, a nie innym.

Mam dziecko. Tak, jestem matką, co samo w sobie czyni mnie idealną kandydatką na programistkę. Jeśli nie rozumiesz, o czym mówię – przeczytaj mój artykuł na Template Monster.

Mam spory bagaż doświadczeń, którym z chęcią się podzielę. Myślę tu o zagadnieniach związanych nie tylko z rozwiązaniami technologicznymi, ale też pracą w zespole oraz jej organizacją.

Chcesz wiedzieć więcej – sprawdź moje CV.

Chcesz wiedzieć jeszcze więcej – pisz na wrzesinska.elka@gmail.com.


To jak, ktoś coś słyszał o ofertach pracy na część etatu?

Artykuły, które mogą Ci się spodobać...

Wpisz hasło, którego szukasz i naciśnij ENTER, aby je wyszukać. Naciśnij ESC, aby anulować.

Dawaj na górę